Może nazwiesz
mnie głupcem, ale procesy fizjologiczne, a szczególnie ich owoce, zawsze budziły u mnie dreszczyk emocjonalnego uniesienia. Wiem, ja o wiatrach, a tak wiele czasu mnie nie było, nie zapisywałem nic na kartach mojego pamiętniczka.
Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że w pełni poświeciłem się Panu i jego
Duszpasterzom, uczęszczając pilnie do Podniższego Seminarium Duchownego w
Plebanii miłościwie panującego nam Księdza Proboszcza. Posługa ta nie była
łatwa, obfitowała w liczne uniesienia duchowe i cielesne, ale szczegóły pragnę
zachować dla własnej alkowy.
Absencja i
zarzucenie niewerbalnych form wyrazu nie oznacza, że przestałem śledzić szeroko
pojęty świat modowych inspiracji i natchnień. Iluminacji, szczególnie u Królowej Ludzkich Szaf znad Wisłoki, nie brakowało i często były one dla mnie
świecą w tunelu moich duchowych rozstrojów. Jednakże rzucając dziś nieskromnie okiem na ekranik mojego tableta omal nie skamieniałem z wrażenia. Bo oto Ona, wspomniana
już Podkarpacka Guru Feszon, zainspirowała się w najnowszej stylizacji właśnie
owocem procesów trawiennych Indian – kolorowym wiatrem i użyła w swoim przebraniu
mojego, jak ogólnie wiadomo ulubionego koloru – jasnego antracytu. Ten z kolei
to już przyczółek do jednego z największych szlagierów małomiejskich salek katechetycznych, hymnu a zarazem kolędy Beverly Messege – ‘Amen!’ - http://www.newlifewithfashion.com/2015/07/908-kolorowy-wiatr-pocahontas.html
Jak słusznie w
popełnionej wizualizacji zauważa Szafiarka, Indianie to nie tylko styl bycia,
ale także ubiory, nierzadko kupowane w sieciówkach, czy SH! Samo palenie fajki,
skakanie po skałach, czy składanie ofiar z domowego inwentarza, to zwyczajna uzurpacja
i duże nadużycie. Diabeł, jak mawiał mój ojciec, a zarazem wujek, tkwi w szczegółach!
Jednym z
pierwszych diabłów, który rzuca się w szczegóły - to pióra! Wiele uwagi w mediach
społecznościowych i programach publicystyczno-naukowych poświęca się zdrowemu
żywieniu, w tym odejściu od szeroko rozumianych produktów odzwierzęcych. Szczególnie
piętnując mięso ptaków i innych ssaków naziemnych jako niegodne. Odpowiednia gospodarka
odpadami zapewni nam nie tylko spokój ducha i wiele wartości mineralnych w
organizmie, ale przede wszystkim nieziemskie wręcz akcesoria i ozdoby. Pióra to
doskonały materiał podkreślający animusz naszych kapeluszy, portfeli, czy
właśnie pasów. Celowo używam tutaj określenia nacechowanego delikatną dozą sadomasochizmu, bo prezentowany u Baronessy Wielkiego Księstwa Modowego
okołobiodrowy ozdobnik, to nie jakiś tam zwyczajny ‘pasek’. Na dobrą sprawę
jest to zrekonstruowana wizja pióropusza, który tak chętnie kiedyś towarzyszył
rdzennym mieszkańcom obu Ameryk i Azji.
Zresztą sam
Żeromski Sztefan, znany w wąskim kręgu melomanów warszawski publicysta i nowelnik,
oglądając relację z sesji inspirowanej Pocahontas, która towarzyszyła temu
arcydziełu blogosfery szafiarnistycznej, opublikował na kanwie zaobserwowanych w Dębicy wydarzeń powiastkę prozaistyczną ‘Rozdziobią
nas kruki, wrony’. Nie wspominając
o kostiumologach wypruwających sobie żyły na planie kolejnej części marynistycznej
trylogii ‘Gra o Tron’ – u których zapożyczenia od skromnej dębickiej Modystki
aż kipią przez fale odmętów!
Nie dziwi więc,
że paparacci koczujący pod domem rodziców Modowego Objawienia, złapali podczas
prezentacji trendów na indiańskie lato i jesień całe watahy celebrytek. Oczywiście
daleko im do geniuszu Kamilli, którego blask przyćmiewa wszystkie cekiny i
cyrkonie świata, również te nieoszlifowane! Poza meksykańską aktywistką
amerykańskiego pochodzenia Dżenifer Lołpez i cygańską celebrytką Editą,
pojawiła się również tegoroczna adeptka pierwszej komunii świętej – Dżesika
Ciapaciak. W swojej kościelnej albie wykorzystała ona skromną ozdobę,
podarowaną jej bezpośrednio przez uzdolnioną manualnie sąsiadkę i blogerko
modowo Panią Kamillę z ‘E-nju-lajf-łif-feszon’. Jestem pewien, że ciało Syna
Bożego w takim stroju smakuje znacznie lepiej! Mniam, mniam, do schrupania – chlałoby się powiedzieć.
Na uwagę
zasługuje też bardzo odważne połączenie wątków rdzennych mieszkańców z różnych
części świata. Stylizatorka wychodzi poza konwencję i zestawia ze sobą trendy zarówno Indian afrykańskich, powatańskich, inkeskich czy cygańskich. Wpływ
romskich trubadurów widać dobitnie w kołach zdobiących zgrabne małżowiny uszne!
Natomiast nakrapiane żyrafim printem binokle, z celowo zabrudzonymi przez pyły Sahary szkłami, to arcydzieło sztuki dobierania dodatków. Genialnie podkreślają one szlachetność żeliwnych zwisów naszyjnych, wykonanych z puszek po napojach gazowanych
rękami azjatycko-indiańskich sierot. Dla mnie jest to wyjście poza okrąg pewnej
mentalności, zburzenie kanonów wielkomiejskich Dżesik Mercedes i innych
Horodyńskich, które niczym ceglane szklane domy zamykają nas w wyfiołkowanym
świecie akcentów idealnie pasujących do mierności i braku wyobraźni. Jej Szafiarska Wysokość niczym dynamit wysadza te konwenanse, jak wiatr roznieca
ogień prawdziwej pasji modowej!
Kropką na torcie
staje się tutaj inspirowana gniazdującymi ptakami treska, nadająca kompozycji zwartej zwiewności, a zarazem korzenia natury - przekornie umiejscowionego na górze. Tak Wyrocznia Modowa stara się niejako wywrzeszczeć, jak bardzo stawiam świat feszon
na głowie! Z dozą niepewności początkowo patrzyłem na fryzjerski majstersztyk
uzyskany dzięki odrzuceniu tak chętnie lansowanego w salonach trendowi mycia
włosów, ale biorąc pod uwagę całość – szpoba!
Ale dość już o
dodatkach, bo nie samą torebką człowiek żyje, jak mówi znane podkarpackie
przysłowie. Bazą popełnionego celowo mezaliansu stritłerowego jest tango, jakie
tańczą ze sobą bawełniana podomka z elementami filuternych zasłon i firanek. Ni to
frendzel, ni to mały zgrabny kutas wiszący swego czasu u kontusza szlacheckiego.
Osobiście jestem zachwycony tym nowatorskim podejściem do bielizny okiennej. Pokusiłbym
się o nazwanie tego dzieła EPOKOWYM! Bo oto kto zabroni nam wykorzystać tężę kusą garsonkę jako zasłonkę pod prysznic, czy luksusowe, a zarazem skromne w
swojej prostocie udekorowanie lufciku, czy lukarny! Jedna część garderoby staje
się prawdziwym perpetuum mobile inwencji i dobrego smaku zarówno w dziedzinie
odzieży, jak i dekoracji wnętrz! To wszystko sprawia, że płonę prawdziwym żarem
i już oczami wyobraźni ściągam firanki w pokoju ubikacyjnym mej babci krzycząc:
Kamilla, podpalaczko mej modowej wyobraźni!
Zresztą przeglądając
profile bliskich mi kolegów z Podniżesze Seminarium Duchownego na naszej klasie
widzę, że i oni nie boją się pokazać swojej indiańskiej strony i z wielką
ochotą eksponują etniczne kamizelki, czy inspirowane Wintetu kilty, nieco
skromniejsze, aczkolwiek wnoszące do szkockiej kultury element drapieżnego
pazura i tropików, którego tak bardzo brakuje podwładnym Królowej Eli i Księcia
Łiljama. I tym wyspiarskim akcentem zakańczam dzisiejszą opowieść, która mam nadzieję będzie wstępem i motywacją do dalszych działań w blogosferze! Siemka Ludziska!