poniedziałek, 6 lipca 2015

Pocahontas Feszon Wiatry

Może nazwiesz mnie głupcem, ale procesy fizjologiczne, a szczególnie ich owoce, zawsze budziły u mnie dreszczyk emocjonalnego uniesienia. Wiem, ja o wiatrach, a tak wiele czasu mnie nie było, nie zapisywałem nic na kartach mojego pamiętniczka. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że w pełni poświeciłem się Panu i jego Duszpasterzom, uczęszczając pilnie do Podniższego Seminarium Duchownego w Plebanii miłościwie panującego nam Księdza Proboszcza. Posługa ta nie była łatwa, obfitowała w liczne uniesienia duchowe i cielesne, ale szczegóły pragnę zachować dla własnej alkowy.

Absencja i zarzucenie niewerbalnych form wyrazu nie oznacza, że przestałem śledzić szeroko pojęty świat modowych inspiracji i natchnień. Iluminacji, szczególnie u Królowej Ludzkich Szaf znad Wisłoki, nie brakowało i często były one dla mnie świecą w tunelu moich duchowych rozstrojów. Jednakże rzucając dziś nieskromnie okiem na ekranik mojego tableta omal nie skamieniałem z wrażenia. Bo oto Ona, wspomniana już Podkarpacka Guru Feszon, zainspirowała się w najnowszej stylizacji właśnie owocem procesów trawiennych Indian – kolorowym wiatrem i użyła w swoim przebraniu mojego, jak ogólnie wiadomo ulubionego koloru – jasnego antracytu. Ten z kolei to już przyczółek do jednego z największych szlagierów małomiejskich salek katechetycznych, hymnu a zarazem kolędy Beverly Messege – ‘Amen!’ - http://www.newlifewithfashion.com/2015/07/908-kolorowy-wiatr-pocahontas.html



Jak słusznie w popełnionej wizualizacji zauważa Szafiarka, Indianie to nie tylko styl bycia, ale także ubiory, nierzadko kupowane w sieciówkach, czy SH! Samo palenie fajki, skakanie po skałach, czy składanie ofiar z domowego inwentarza, to zwyczajna uzurpacja i duże nadużycie. Diabeł, jak mawiał mój ojciec, a zarazem wujek, tkwi w szczegółach!



Jednym z pierwszych diabłów, który rzuca się w szczegóły - to pióra! Wiele uwagi w mediach społecznościowych i programach publicystyczno-naukowych poświęca się zdrowemu żywieniu, w tym odejściu od szeroko rozumianych produktów odzwierzęcych. Szczególnie piętnując mięso ptaków i innych ssaków naziemnych jako niegodne. Odpowiednia gospodarka odpadami zapewni nam nie tylko spokój ducha i wiele wartości mineralnych w organizmie, ale przede wszystkim nieziemskie wręcz akcesoria i ozdoby. Pióra to doskonały materiał podkreślający animusz naszych kapeluszy, portfeli, czy właśnie pasów. Celowo używam tutaj określenia nacechowanego delikatną dozą sadomasochizmu, bo prezentowany u Baronessy Wielkiego Księstwa Modowego okołobiodrowy ozdobnik, to nie jakiś tam zwyczajny ‘pasek’. Na dobrą sprawę jest to zrekonstruowana wizja pióropusza, który tak chętnie kiedyś towarzyszył rdzennym mieszkańcom obu Ameryk i Azji.






Zresztą sam Żeromski Sztefan, znany w wąskim kręgu melomanów warszawski publicysta i nowelnik, oglądając relację z sesji inspirowanej Pocahontas, która towarzyszyła temu arcydziełu blogosfery szafiarnistycznej, opublikował na kanwie zaobserwowanych w Dębicy wydarzeń powiastkę prozaistyczną ‘Rozdziobią nas kruki, wrony’. Nie wspominając o kostiumologach wypruwających sobie żyły na planie kolejnej części marynistycznej trylogii ‘Gra o Tron’ – u których zapożyczenia od skromnej dębickiej Modystki aż kipią przez fale odmętów!





Nie dziwi więc, że paparacci koczujący pod domem rodziców Modowego Objawienia, złapali podczas prezentacji trendów na indiańskie lato i jesień całe watahy celebrytek. Oczywiście daleko im do geniuszu Kamilli, którego blask przyćmiewa wszystkie cekiny i cyrkonie świata, również te nieoszlifowane! Poza meksykańską aktywistką amerykańskiego pochodzenia Dżenifer Lołpez i cygańską celebrytką Editą, pojawiła się również tegoroczna adeptka pierwszej komunii świętej – Dżesika Ciapaciak. W swojej kościelnej albie wykorzystała ona skromną ozdobę, podarowaną jej bezpośrednio przez uzdolnioną manualnie sąsiadkę i blogerko modowo Panią Kamillę z ‘E-nju-lajf-łif-feszon’. Jestem pewien, że ciało Syna Bożego w takim stroju smakuje znacznie lepiej! Mniam, mniam, do schrupania – chlałoby się powiedzieć.







Na uwagę zasługuje też bardzo odważne połączenie wątków rdzennych mieszkańców z różnych części świata. Stylizatorka wychodzi poza konwencję i zestawia ze sobą trendy zarówno Indian afrykańskich, powatańskich, inkeskich czy cygańskich. Wpływ romskich trubadurów widać dobitnie w kołach zdobiących zgrabne małżowiny uszne! Natomiast nakrapiane żyrafim printem binokle, z celowo zabrudzonymi przez pyły Sahary szkłami, to arcydzieło sztuki dobierania dodatków. Genialnie podkreślają one szlachetność żeliwnych zwisów naszyjnych, wykonanych z puszek po napojach gazowanych rękami azjatycko-indiańskich sierot. Dla mnie jest to wyjście poza okrąg pewnej mentalności, zburzenie kanonów wielkomiejskich Dżesik Mercedes i innych Horodyńskich, które niczym ceglane szklane domy zamykają nas w wyfiołkowanym świecie akcentów idealnie pasujących do mierności i braku wyobraźni. Jej Szafiarska Wysokość niczym dynamit wysadza te konwenanse, jak wiatr roznieca ogień prawdziwej pasji modowej!




Kropką na torcie staje się tutaj inspirowana gniazdującymi ptakami treska, nadająca kompozycji zwartej zwiewności, a zarazem korzenia natury - przekornie umiejscowionego na górze. Tak Wyrocznia Modowa stara się niejako wywrzeszczeć, jak bardzo stawiam świat feszon na głowie! Z dozą niepewności początkowo patrzyłem na fryzjerski majstersztyk uzyskany dzięki odrzuceniu tak chętnie lansowanego w salonach trendowi mycia włosów, ale biorąc pod uwagę całość – szpoba!




Ale dość już o dodatkach, bo nie samą torebką człowiek żyje, jak mówi znane podkarpackie przysłowie. Bazą popełnionego celowo mezaliansu stritłerowego jest tango, jakie tańczą ze sobą bawełniana podomka z elementami filuternych zasłon i firanek. Ni to frendzel, ni to mały zgrabny kutas wiszący swego czasu u kontusza szlacheckiego. Osobiście jestem zachwycony tym nowatorskim podejściem do bielizny okiennej. Pokusiłbym się o nazwanie tego dzieła EPOKOWYM! Bo oto kto zabroni nam wykorzystać tężę kusą garsonkę jako zasłonkę pod prysznic, czy luksusowe, a zarazem skromne w swojej prostocie udekorowanie lufciku, czy lukarny! Jedna część garderoby staje się prawdziwym perpetuum mobile inwencji i dobrego smaku zarówno w dziedzinie odzieży, jak i dekoracji wnętrz! To wszystko sprawia, że płonę prawdziwym żarem i już oczami wyobraźni ściągam firanki w pokoju ubikacyjnym mej babci krzycząc: Kamilla, podpalaczko mej modowej wyobraźni!








Zresztą przeglądając profile bliskich mi kolegów z Podniżesze Seminarium Duchownego na naszej klasie widzę, że i oni nie boją się pokazać swojej indiańskiej strony i z wielką ochotą eksponują etniczne kamizelki, czy inspirowane Wintetu kilty, nieco skromniejsze, aczkolwiek wnoszące do szkockiej kultury element drapieżnego pazura i tropików, którego tak bardzo brakuje podwładnym Królowej Eli i Księcia Łiljama. I tym wyspiarskim akcentem zakańczam dzisiejszą opowieść, która mam nadzieję będzie wstępem i motywacją do dalszych działań w blogosferze! Siemka Ludziska!















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz