niedziela, 15 maja 2011

Żuczek majowy jak gulasz hungarskiej cyganki!

Wiosna przyszła i jak grzyby po deszczu wyrastają nowe propozycje ze stolicy polskiej mody – Dębicy. Pamiętam dobrze, że jak byłem jeszcze małym dzieckiem, uwielbiałem tę porę roku, ze względu chrząszcze majowe, które z bratem ciotecznym Grzmisławem łapaliśmy, celem późniejszej konsumpcji. Mało kto wie, że te piękne owady są niezastąpionym źródłem chininy, a ta z kolei, najskuteczniejszym lekiem w przeciwdziałaniu malarii, także profilaktycznie. Gdy zobaczyłem nowy wpis stylistki z Podkarpacia, to właśnie Melolontha melolontha przyszła mi na myśl, dzięki niecodziennej barwie fartuszka. Jednak nie brunatności zawirowały w mojej głowie, ale użycie mojego, jak nawet Pan Armand de Decker, prezydent senatu Brukseli wie, ukochanego koloru – CICIKOWO KANARKOWEGO! Ten jedynie umocnił na moim firmamencie szlagierów rynku muzycznego, przebojową płytę młodej węgierskiej pieśniarki Bangó Margit – 'Benned lattam eltemenek minden boldogsagat'!

http://asmallworldoffashion.blogspot.com/2011/05/lata-70.html zresztą motyw naszych sąsiadów od bitki i szklanki – Hungarów, bo tak prawidłowo odmienia się rdzennych autochtonów Kotliny Panońskiej – ma głębszy sens i poza szalonymi latami siedemdziesiątymi, stanowi główny wątek stylizacji! Otóż fartuszek letni przybył do Dębicy właśnie stamtąd, wraz z rodzicielką kreatorki dobrego smaku i stylu, powracającą z urlopu, w czasach, jak to Lady Kamilla słusznie określiła, 'szumnie zwanych komunizmem'! Sam nie rozumiem całego harmidru towarzyszącemu wywodom o ty przedziale historycznym. Przecież to był piękny okres, nie tylko pod względem obyczajów i kultury, ale także dziewiarstwa, bezpieczeństwa państwowego, sojuszy nie tylko robotniczo-chłopskich. Przetrwało i do dziś dnia wiele pięknych przyjaźni, zawiązywanych podczas wymiany z bratnimi narodami i w komitetach kolejkowych. Ale to już było. Pozostała to podomka, która ku uciesze mieszkańców ośrodka administracyjnego nad rzeką Wisłoką, od trzech sezonów nie schodzi z afisza szafy naszej idolki. Idealny krój budzi niejako demona seksu w skromnej dziewczynie. Dla mnie to trochę tak, jakby Aniołki Charliego połączyć z moją ulubioną ekspertką do płynów do mycia okien i aktorką jednocześnie – Bożenką Dykiel! Wzór na płótnie jawi się jako smakowity gulasz, który powoduje, że Lady K. można by schrupać z makaronem! Tylko, że niekoronowaną baronową tego looku są cicikowo kanarkowe szpilki! Oniemiałem, każda Szafiarka zabiłaby za takie cudo! Noga wygląda w nich nie tylko ponętnie, ale dodatkowo, dzięki otworowi na czele, są przewiewne i skóra ekologiczna nie przykleja się tak do stopy! Naturalnie trend został w mgnieniu oka skopiowany przez rodzime i zagraniczne gwiazdy, które paparazzi złapali gdy wracały ze spotkania promującego nowe trendy w światowej modzie, odbywające się w każdy drugi piątek miesięcy zaczynających się na literę 'M'! Wykład dotyczący wykorzystania naturalnych futer w stylizacjach okresu letniego, prowadziła znana i lubiana piosenkarka, aktorka i felietonistka – Pani Anna Mucha. W tłumie dostrzeżono też przyjaciółkę i powierniczkę guru modowego – artystkę estradową i pisarkę – Panią Jolandę Rutowicz. Naturalnie wszystkie dziewczyny miały na nogach żółte szpilki, choć nie tak efektowne jak Lady Kamilli, to gustowne i dodające animuszu. Zresztą ikona mody wpisuje się w kanon dziedzictwa narodowego, powielając piękny przykład Żółtej Ciżemki. Staje się dla filmu o piętnastowiecznym Wawrzeku, taką windą do nieba, niczym węgierski skądinąd Ikarus, dla mieszkańców wielu miast w krajach byłego bloku wschodniego, swego rodzaju ikoną! Niezastąpiona w szerzeniu ponadczasowych wartości kinematograficznych i modowych!  xoxoxo 
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz